Dolina winem płynąca
Od soczystych owoców do pełnych butelek. W Quinta da Pacheca, starej rodzinnej winnicy nad rzeką Douro w Portugalii, można prześledzić wszystkie etapy produkcji wina. Najprzyjemniejszy jest ten ostatni: odgłos wyciąganego korka i pierwszy łyk trunku.

Powietrze pachnie dojrzałym latem, chociaż za kilka dni zacznie się październik. Przez otwarte okna wlewa się do wnętrza popołudniowe słońce. Pora obiadowa, obok talerzy butelka wytrawnej Reservy. To jedno z najlepszych miejscowych win, nic więc dziwnego, że tęsknią za nią kieliszki. Do deseru będzie jeszcze porto, też tutejsze. Słodkie ruby o głębokim rubinowym kolorze albo szlachetne tawny – złocisty trunek, który w trakcie kilkuletniego leżakowania w dębowych beczkach powoli gubił owocowy smak, a zyskiwał korzenną nutę. W Quinta da Pacheca prawdziwe dolce vita jest tuż tuż – na wyciągnięcie ręki. Jednak nie dla wszystkich. Aby turyści mogli przyjechać do malowniczej quinty (tradycyjnej portugalskiej posiadłości) w dolinie Douro i spędzić błogie chwile w krytym dachówką XVIII-wiecznym domu – kiedyś budynku gospodarczym, dziś stylowym hotelu – rodzina właścicieli musi się ciężko napracować. Zwłaszcza u progu jesieni, gdy zaczynają się zbiory.

Do winnicy zjechali już najemni robotnicy. Słychać szczęk nożyc, czasami piosenki. Głowa rodu, José de Serpa Pimentel, z racji wieku może pozwolić sobie na przechadzki po dziedzińcu i udzielanie wszystkim dobrych rad. Warto go jednak słuchać, bo ten siwobrody dżentelmen ma w małym palcu sekrety uprawy winorośli. „Z winogronami trzeba rozmawiać. Trzeba szeptać zaklęcia: rośnijcie zdrowo, cieszcie się upałem, korzystajcie z deszczu” – José waży w dłoni dojrzałą kiść. Wystarczy nacisnąć, by z drobnych owoców popłynął po palcach ciemny sok. To touriga nacional, gatunek będący dumą Portugalii. Słodycz przesycona słońcem. „Winiarstwo ma w sobie coś z alchemii, oprócz wiedzy przydaje się odrobina magii – dodaje starszy pan. – Warto mieć również dzieci, które przejmą po tobie fach”. Maria, dyplomowana pani enolog, odziedziczyła winiarską pasję nie tylko po ojcu, ale również dziadku i pradziadku. Jej siostra Catarina dba o reklamę i odwiedzających quintę gości, zaś najmłodzy brat José junior prowadzi sprawy administracyjne. Razem tworzą zgrany zespół, a wina robią wyśmienite.

Jest to tym cenniejsze, że w czasach potężnych korporacji, kontrolujących większość produkcji wina w ojczyźnie porto, Pacheca (jako jedna z sześćdziesięciu podobnych rodzinnych firm) zachowała niezależność i pozostała wierna tradycyjnym metodom produkcji. Świeżo zebrane winogrona fermentują przez kilka dni w granitowych kadziach lagares, a potem trzeba wejść do czerwonej brei i przez wiele godzin deptać zamienione w moszcz owoce. Metoda jest mozolna, więc ludzi coraz częściej zastępują maszyny. Ale nie w Quinta da Pacheca – tu nic nie burzy naturalnego rytmu zdarzeń i kilkusetletnich zwyczajów.
Tutejszymi trunkami delektowano się nie tylko w połowie XIX wieku, gdy winnicę uwzględnił na swoich mapach baron Forrester, angielski kartograf i pionier handlu porto; nie tylko w XVII stuleciu, gdy nad Douro dotarli brytyjscy przedsiębiorcy i podpatrzyli w jednym z okolicznych klasztorów sekret produkcji słodkiego porto (mnisi zatrzymywali proces fermentacji, dodając do moszczu spirytus); ale jeszcze dawniej – pierwsze wzmianki o winnicy pochodzą z 1551 roku. Otoczona brunatnymi zboczami wzgórz, ale położona nietypowo – na płaskim gruncie w zakolu rzeki – Quinta da Pacheca wpisuje się w długą historię jednego z najstarszych winiarskich regionów świata. „Dobre wino, dobre życie” – twierdzi José de Serpa Pimentel. Trudno nie przyznać mu racji.
Tekst i zdjęcia Joanna i Piotr Tyczyńscy
Quinta da Pacheca, www.wonderfulland.com/pacheca