Kolorowa piosenka
„Kto się boi kolorów, boi się życia” – śmieje się Martin Schmieder, na co dzień specjalista od PR jednego z niemieckich koncernów prasowych. Dom Martina to dowód, że właściciel życia się nie boi. Jego 140-metrowe mieszkanie w berlińskiej dzielnicy Prenzlauer Berg, które dzieli ze swoim przyjacielem, Florianem Denglerem, ilustratorem, jest jak kolorowa piosenka. Martin z pełnym przekonaniem kontestuje znane powiedzenie Miesa van der Rohe: Mniej znaczy więcej”. Zdaniem Martina „Mniej nigdy nie znaczy więcej”.

„Co robię zaraz po przeniesieniu się do nowego mieszkania? Rozsyłam przyjaciołom zaproszenia na parapetówkę – wyjaśnia Martin. I daję sobie bezpieczny termin na przygotowania. Nie dłuższy jednak niż dwa miesiące. Mam pewność, że zdążę ze wszystkim, bo przecież impreza musi się udać, pod każdym względem”. W mieszkaniu Martina i Floriana nie ma żadnych zasad – to jedyna zasada. „Otaczaj się tym, co kochasz!” – powtarza Martin, za Jonathanem Adlerem, swoim ulubionym amerykańskim projektantem. Z tego powodu Martin od lat kolekcjonuje porcelanowe figurki dizajnera, pojemniki na herbatę. Słabości do pięknych przedmiotów nie ukrywa … Kuchenny bufet, stylizowany na shabby, pomalował na kolor turkusowy, a potem „odarł powłokę z doskonałości”, tworząc malownicze spękania i przetarcia. Aranżacja jest tak samo ważna jak wartość użytkowa eksponatów.

To jest inny świat! – mamy prawo zawołać już od progu. Przed nami mieszanka wybuchowa; wypadkowa pasji, talentu i poczucia humoru mieszkańców domu. Już w przedpokoju witają nas figurki zwierząt w cukierkowych kolorach: różowy flaming, pozostający w stylistycznej harmonii z plastikowym stołkiem, wskazuje kierunek do salonu. Estetyka wnętrza przypomina scenografię z „Alicji w Krainie Czarów”. Wyobraźnia mieszkańców domu krąży wokół cukierkowej palety barw. Ściany salonu obsiadły zwierzęta, ich akrylowe fotografie, identyczne jak w Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku, budują niezwykły klimat wnętrza, nadając mu baśniową aurę. W pokoju też cukierkowo: błękity, róże, soczyste odcienie pomarańczowego. Zwierzęta, kolorowe pudełka, barwne poduszki. Jest jasne, że słynny fotel na biegunach „Ocean Blue” Eamesów, nie znalazł się tu przypadkiem. Świetnie oddaje filozofię wnętrza – tu naprawdę można bujać w obłokach. Tylko szara kanapa twardo stoi na ziemi – jest jedynym konwencjonalnym elementem wnętrza.

Zwierzęcych odniesień jest w salonie więcej, farba do ścian nazywa się „Oddech słonia”. Jej neutralny odcień to świetne tło dla kolorowych eksperymentów. „Spróbuj, spróbuj, spróbuj”! – intryguje nazwą autorska kompozycja Martina – piramida ułożona z trzech stosów kolorowych pudełek, zwieńczona trzema latarenkami w kształcie ananasów. W ciągu dnia uwagę zwraca przede wszystkim dynamiczna forma projektu, jego kanciaste kształty, wieczorem, kiedy w latarniach zamigoczą płomyki świec, konstrukcja nabiera tajemniczości.

W mieszkaniu Martina i Floriana znajdujemy też motywy z różnych bajek: zabawki właścicieli z dzieciństwa, eksponaty pop kultury, dzieła sztuki dziwacznej i użytkowej. Galimatias rzeczy niezwykłych… Ten zbiór stworzony jest jednak z wielką dbałością o szczegóły, a wrażenie przypadku – jedynie pozornie. Naprawdę efekt został starannie zaaranżowany: obok małej figurki liska, wiewiórka z białej porcelany, a przy nich bukiet cukierkowych róż w srebrnym pucharze. Przedmioty prowadzą ze sobą dialog na różnych poziomach: form, faktur, kolorów…

Dużo osobliwości znajdziemy również w kuchni połączonej z jadalnią. Tylko jedna jej część wydaje się dość konwencjonalna: środek części jadalnianej zajmuje wielki stół, przy którym Martin i Florian podejmują gości podczas kolacji. Ten mebel pojawił się w ich domu niedawno dzięki Florianowi, wprost z telewizji. Dostał go od gospodarzy studia programu kulinarnego „Idealny obiad”, w którym, przygotowywał dla Martina specjalne menu. Tworzenie oryginalnych aranżacji to pasja Martina. W wazonach umieszcza nie tylko kwiaty. Tak samo dekoracyjny jak rośliny może okazać się np. ananas, który – jak widać – lubi stroić się w kolorowe piórka. Charakterystyczny kształt owoca świetnie pasuje do bajkowej konwencji mieszkania.

Kuchnia w tym mieszkaniu jest miejscem bardzo przyjaznym, również dlatego, że zwykle po południu tonie w miękkim, ciepłym świetle. Środek zajmuje rustykalny stół w kolorze mięty, mebel bardzo sentymentalny. Martin kupił go w antykwariacie w Tegernsee Martin, w rodzinnej Bawarii i ustawił przy nim słynne „ghosty” Philippe’a Starcka. Jak widać drewno i akryl mają się dobrze, również ze sobą.

Całe mieszkanie jest zbiorem kadrów, mini-kompozycji. Ustawianie przedmiotów, tworzenie różnych kontekstów to pasja Martina. Kluczem mogą być kształty, motywy, kolory. Tak jak tu: szyfoniera z korpusem pomalowanym na turkusowo pozostaje w stałej grze estetycznej z turkusowym plakatem.
Kolorami urzeka też kuchenna szafka z puszkami herbat. Bajkowe kolory pojemników i butelek, w uroczej konfiguracji, wyglądają jak pudełko słodkich pudrowych pastylek. Takie unikalne, autorskie kompozycje, stempel stylu właściciela, podkreślają indywidualny rys mieszkania.

Metamorfoza apartamentu odbyła się dość szybko. Wystarczyło kilka tygodni, by Florian nie poznał własnego domu: wyjechał na dwumiesięczny kontrakt do San Francisco, a kiedy wrócił mieszkanie w niczym nie przypominało stanu sprzed wyjazdu. Część ścian Martin pomalował na niebiesko. Zadbał też o stare biurko przyjaciela: jego pamiątki, fotografie, zdjęcia. Ocalało tzw. małe zoo: tarantula za szkłem i lampka-pudel.

Kolejny estetyczny kolaż znajdujemy w holu. Na konsoli siedzi mały mops pod wysokim kloszem przezroczystego szkła, przy nim – porcelanowy lisek Adlera, a obok, na książce, rozsiadła się srebrna ważka…
Kolor zawładnął całym mieszkaniem. Z tego powodu aura wąskiego korytarza nie ma nic z mroku przedpokojów starej kamienicy. Od góry wnętrze rozświetla kwadratowy plafon ledowego światła i rząd punktowych świetlówek. Ścianie przy drzwiach wejściowych przypisano żółcień jaskrów. Ten zabieg ma swoje optyczne konsekwencje: słoneczna barwa odbija się w polakierowanej podłodze z sosnowych desek, tworząc złocistą poświatę. Właścicielom udało się stworzyć wrażenie, jakby w przedpokoju nigdy nie zachodziło słońce. Wszystko w zgodzie z zawołaniem Marina, który często lubi powtarzać: „Nie przejmuję się trendami mody – żyję według własnych przekonań. Tak jest najlepiej”.